Druga linia leczenia SM w Bytomiu. Przyjmujemy pacjentów z całego kraju |
Bytomska „Czwórka” dołącza do nielicznych placówek na Śląsku podejmujących terapię drugą linią leczenia chorych na stwardnienie rozsiane. Dla szpitala to ważne, prestiżowe osiągnięcie potwierdzające skuteczność leczenia pierwszą linią. Dla pacjentów korzyść. Nie muszą już szukać ośrodków w innej części regionu czy kraju i mają zapewnioną kompleksową opiekę. Pierwszy pacjent przyjął lek z drugiej linii w poniedziałek, 4 kwietnia. To 48-letni pan Paweł z Piekar Śląskich, który choruje na SM od 7 lat.
O stwardnieniu rozsianym (SM - sclerosis multiplex) mówi się, że jest chorobą tysiąca twarzy, bo objawy i stopień zaawansowania są bardzo indywidualne i obejmują szerokie spektrum. Choć jest uznawana za chorobę ludzi młodych (od 20 do 40 roku życia), coraz częściej dotyka seniorów albo małe dzieci. Terapia chorych na stwardnienie rozsiane obejmuje dwie linie leczenia.
Po rozpoznaniu choroby, program lekowy w Polsce proponuje tzw. terapię eskalacyjną. Zaczyna się od podawania leków o mniejszej skuteczności. Jeśli nie działają, przechodzi się do leków bardziej skutecznych. Żeby uzyskać zgodę na terapię drugą linią, ośrodek musi wykazać się doświadczoną kadrą medyczną oraz co najmniej pięcioletnią praktyką w leczeniu linią pierwszą.
Mamy odpowiednią ilość personelu i staż – zapewnia dr Marta Białek, neurolog z Oddziału Neurologii WSS nr 4. Przy pacjentach z SM pracuje 3 lekarzy i 1 pielęgniarka. W naszym programie lekowym mamy ok. 200 pacjentów. Przystosowanie naszego oddziału do terapii drugą linią stawało się koniecznością, bo według statystyk, wymaga jej od 10 do 20% chorych na SM. Nie musimy już odsyłać pacjentów ma dalsze leczenie do innych ośrodków – mówi dr Marta Białek. Dodajmy, że na Śląsku było do tej pory zaledwie 5 ośrodków prowadzących terapię druga linią: dwa w Katowicach, jeden w Zabrzu, jeden w Cieszynie i jeden w Rybniku.
Pacjenci zakwalifikowani do terapii w ramach drugiej linii programu lekowego to osoby z dużą niepełnosprawnością. Ważne, by mieli dostęp do dalszego leczenia w jednym miejscu i prowadzili terapię pod okiem specjalistów leczących ich od początku, bo leki z drugiej linii mogą powodować działania uboczne. Są one jednak bardzo skuteczne – podkreśla dr Marta Białek. Leki immunomodulujące wpływają na redukcję rzutów, stopień niepełnosprawności i zmiany w rezonansie. Dla porównania: leki pierwszorzutowe dają skuteczność od 30 do 50 procent w redukcji rzutu czy nowych zmian w rezonansie, natomiast leki drugorzutowe są skuteczne w 70-80 procentach.
W ramach drugiej linii leczona jest tzw. postać pierwotnie postępująca. Charakteryzuje się tym, że u pacjenta od samego początku choroby obserwowany jest stały, powolny postęp choroby (nie ma okresów rzutu, pogorszenia i powrotu do sprawności). Od dwóch lat w Polsce tę postać choroby można leczyć jedynym zarejestrowanym lekiem Ocrevus. Roczna kuracja jednego pacjenta wynosi ok. 100 tys. zł. Leczenie refundowane jest przez NFZ. Do podania leku, pacjent jest odpowiednio przygotowywany. W pierwszej kolejności podawana jest tzw. premedykacja, która ma zapobiec działaniom niepożądanym, następnie w kilkugodzinnym wlewie podawana jest terapia właściwa. Pacjent pozostaje w szpitalu na obserwacji do następnego dnia. Jako, że są to leki obniżające odporność, musi być zachowana szczególna ostrożność. Bardzo ważne jest doświadczenie w stosowaniu terapii immunomodulujących, bo źle zastosowane leki mogą być dla pacjenta niebezpieczne, ze względu na możliwe poważne skutki uboczne – podkreśla dr Marta Białek.
Stwardnienie rozsiane to choroba mająca wiele objawów, niemniej jest kilka takich, które powinny być sygnałem do konsultacji z lekarzem. To m.in. pozagałkowe zapalenie nerwu wzrokowego objawiające się: pogorszeniem widzenia, zaburzeniem widzenia kolorów, widzeniem za mgłą, silnymi bólami za gałką oczną. Niepokoić powinny też: drętwienia i mrowienia kończyn, niedowłady kończyn, zawroty głowy, zaburzenia równowagi, a nawet zaburzenia nastroju i depresje.
SM nie jest chorobą dziedziczną. Dotyka ok. 1% populacji, choć wiadomo, że jeśli choruje matka, ryzyko wzrasta o 2 - 3 %.
Warto podkreślić, że bytomski szpital może przyjąć nieograniczoną liczbę pacjentów ze stwardnieniem rozsianym. Leczą się tu chorzy nie tylko ze Śląska. Wiemy, że od lat jest problem z dostępnością do terapii na Dolnym Śląsku. Pacjentów z tamtego regionu też leczymy, ale chętnie przyjmiemy kolejnych – zachęca dr Marta Białek.
Najstarsza pacjentka leczona na SM w Oddziale Neurologii WSS nr 4 w Bytomiu ma ponad 70 lat, choruje ok. 20 lat. Sam szpital zajmuje się leczeniem tej choroby od 2012 roku. |